Mordimer_Madderdin - 2012-06-19 18:14:14

Na wstępie chcę zaznaczyć, iż tekst jest jedynie fikcją literacką i nie ma na celu obrażania uczuć religijnych czy moralnych czytelników... Jeśli się spodoba, powstaną jego kolejne partie... Za sugestie i opinie z góry dziękuję :)


Siedziałem w karczmie „Na rozstaju” już czwarty dzień z kolei. Chuj wie po co i w jakim celu… Te szczyny, które tutaj podają nie zasługują nawet na to, aby określać je w bardziej szlachetny sposób… Wstałem dobre parę godzin temu i sączyłem któryś tam z kolei kufel tych sików… Ach, ile bym dał, żeby wrócić do stolicy! Nawet teraz, w tym momencie! Ale nie! Doprawdy, nie mam pojęcia jaka siła trzyma mnie w tej spelunie, ale czuję, że zdarzy się coś ciekawego… Taaaaaaa… Niby prawie nigdy moje przeczucie się nie myliło, ale bałem się, iż to „prawie” następuje właśnie teraz…
    Choć nie jestem skowronkiem i wstaję dość późno, to ilość gości w karczmie co najmniej mnie zaciekawiła… Siedzę tu już jakiś czas, zbliża się późne popołudnie, ba! zaryzykowałbym stwierdzenie o bardzo wczesnym wieczorze, gdyby nie to, że mamy teraz środek lata… Jak dla mnie nie ma wtedy wyraźnej granicy  między obiema porami dnia… Jednak z mojej bytności tutaj zauważyłem, że zwykle o tej porze gości było już kilku… Może szanowny właściciel nie raczył wystawić swojego źródła zarobku przy jakimś ruchliwym trakcie ( np. przy drodze do granicy z Udzielnym Księstwem Locu… Oj, obłowił by się tam na obsłudze samej armii, która zmierzała na wschód już nie w setkach czy tysiącach, ale liczba wysyłanych tam na wojnę rekrutów liczona była już ponoć w dziesiątkach tysięcy…), jednak chłopstwo z okolicznych wiosek i osad korzystało dość chętnie z usług prowadzonych przez jego przybytek… A dziś pustki… Czyżby jednak coś się szykowało…?
    Na podstawie prowadzonych obserwacji potrafiłem odróżnić miejscowego od jakiegoś kupca, czy innego trefnisia… Jednak mężczyzna, który właśnie przekroczył próg od razu przykuł moją uwagę… Nigdy nie bawiły mnie i nie wabiły męskie wdzięki (oczywistą oczywistością jest, iż wolę powabne niewiasty, tylko one nie zawsze chcą mnie…), jednak nieznajomy epatował jakąś charyzmą albo chuj wie czym jeszcze, bo przez kilka pierwszych chwil po wejściu skupił moją uwagę na swojej osobie…
    Ocknąłem się z tego dopiero po dłuższej chwili, ze zgrozą zauważając, iż podobne wrażenie wywarł tylko na mnie… Rzadko miewam podobne odczucia… Pomimo licznych wolnych miejsc, nieznajomy skierował swoje kroki do mojego stolika… A że usadowiłem swoje jestectwo w dość odległym od drzwi miejscu, tak więc mogłem go sobie obejrzeć od stóp do głów, pomimo mieszaniny strachu (czemu kieruje się do mnie, czyżby Służby Archanielskie znalazły mnie aż tutaj?!), zainteresowania (ach te buty… pewnie mają mocną podeszwę, która nie przemaka na deszczu i nie odpada od reszty przy każdej możliwej i niemożliwej sposobności…) oraz podziwu (kto do cholery chodzi tak sztywno, jak na szczudłach? Choć to dodaje mu trochę powagi i dostojności, co muszę odnotować i zapamiętać…).
    - Czy mogę?
    Jego głos, miękki i ciepły ( O nie, nigdy z mężczyzną, nigdy! Fuj! ) wyrwał mnie z zamyślenia nad jego sylwetką i wyglądem… Nie miał ze sobą żadnej broni, co odnotowałem z nieskrywaną satysfakcją… Bo ja oczywiście jak ten skończony idiota, swoją zostawiłem w tej klitce, która służyła mi chwilowo za moje lokum… No bo co może mi zrobić banda podpitych wieśniaków? Szkoda byłoby im nawet podrzynać te gardła, albo tępić sobie na nich miecz… Mruknąłem pod nosem coś, co miało być swego rodzaju odmową ( no bo jak inaczej traktować: „Kurwa, tyle wolnych miejsc, a ty psi synu musisz tutaj?”, a wyszło coś w rodzaju: „ Kurtyl wolnych si sy tu? ), jednak on niezrażony najwidoczniej moim powitaniem, zajął miejsce obok. Dopiero wtedy zrzucił z głowy kaptur ( jakim cudem nie zwróciłem na ten kaptur uwagi wcześniej?) i wtedy część moich wątpliwości została rozwiana…
    To jestem skończony… Gabriel… Prawa ręka Wszechmocnego… Dowódca Służby Archanielskiej… No cóż, nie będę krył, że świadomość wysłania dowódcy tej instytucji połechtała moją próżność, ale w tej sytuacji marne to pocieszenie… Czyli mają wtyki wszędzie, nawet w alternatywnych światach…
    - Witaj Czarny! Dawnośmy się nie widzieli, prawda?
A spierdalaj nadufany bałwanie… Co ja, piłem z tobą gorzałę, że możesz zwracać się do mnie mianem zarezerwowanym dla najbliższych przyjaciół ( których grono jest niepokojąco małe z tendencją do coraz szybszego kurczenia się…)? No, ale w tej sytuacji postanowiłem przełknąć tę gorzką pigułkę, gdyż nie pozostało mi nic innego…
    -Myślałem, że tak już zostanie, ale widać troszku się przeliczyłem… Napijesz się czegoś? Ja stawiam! –chyba go tym nie przekabacę na swoją stronę, ale zawsze warto próbować… Dopóki walczę, moje jest na górze jak to mawiali Czcigodni… A ich myśli i sentencje zawsze traktowałem serio, pomimo wyśmiewania się z innych absurdów Niebieskiej Mej Ojczyzny…
    - A wiesz, że bardzo chętnie? – szok, w tym momencie przeżyłem szok.- Bardzo to miłe z twojej strony… Swoją drogą jestem spragniony po tej długiej podróży.- tak, jasne… Po drodze mogłeś sobie sprawić nawet z szamba przedniej jakości ambrozję, a ty chcesz tu kurtuazyjnie chyba ze mną pić te siki…
    -A więc już zamawiam… Mają tutaj wspaniałe trunki, aż sam nie wiem co ci zaproponować!
    -Może być to samo, co właśnie sobie sączysz leniwie…- a więc nie poznał się na mojej ironii i sarkazmie… No cóż, bywa…
    Zamówiłem tym razem dzban tego czegoś, na co szynkarz z radosnym uśmiechem wypalił mi prosto w twarz, iż w zamian za docenienie tego napoju, w ramach uprzejości i wdzięczności wyposaży mnie w dwa bukłaki tegóż na czas podróży… Jak dla mnie robił to tylko dlatego, że z jednej strony pozbywał się dużej ilości tego gówna (tylko dlaczego moim kosztem?), a z drugiej zyskiwał reklamę (skoro zapijałem się tym czymś tak długo, a teraz jeszcze częstuje tym swojego kompana, to musi być niemal nektar jakiś…).
    Wróciłem do stolika i już miałem kłapnąć jakąś złośliwość, gdy Gabriel nie patrząc na mnie rzekł:
    -Nie mam zamiaru cię więzić Archaniele Śmierci… Razem z innymi zdecydowaliśmy, iż w wystarczający sposób odpokutowałeś za swoje błędy z przeszłości.- Jacy inni? Ale widzę przynajmniej, że ciotunia Śmierć poradziła sobie ze swoim zadaniem pomimo mojej, hmmm… wymuszonej okolicznościami absencji na stanowisku pracy…- Mam dla ciebie w zamian dość interesującą propozycję… Możesz sobie zapewnić powrót w nasze archanielskie szeregi… Wystarczy, że wspomożesz nas w pewnej kwestii…
    Szykowało się coś grubego… Gabriel szukający sojuszników nawet u takich renegatów i pomyleńców jak ja? Nie tylko dlatego cuchnęło mi to czymś szalonym i groźnym… Z jakiej paki miałem bowiem wrócić tam na Górę? Po tym jak wydano na mnie wyrok banicji z datą do końca światów i jeden dzień dłużej, podpisany przez samego Wszechmogącego? Przecież po takim prezencie nie ma powrotu nawet dla Czcigodnych, a co dopiero dla takiego obdartusa jak ja… Poza tym jest mi tu bardzo dobrze… Może nie wszystko jest wtedy, gdy tego potrzebuję, ale przynajmniej nikt nie wpierdala mi się  do tego jak żyję i się prowadzę… Ale, że on szuka sprzymierzeńców nawet w mojej osobie… Oj Gabrielu… Chyba że… O kurwa…
    -Co wy, skrzydlaci tam szykujecie?
    -Czarny, tam na Górze robi się pomalutku wielki burdel… Powiem ci, o co konkretnie chodzi, jak już cię znalazłem… Choć nie było łatwo, przyznaję… Otóż Najwyższy nie obejmuje już niestety wszystkiego… Wiele rzeczy wymyka mu się z rąk… W wąskim gronie podjęliśmy decyzje, trudną co prawda, ale konieczną, o wymianie na Niebieskim Tronie…
    - O kurwa… Taka rewolucja! Zaraz… I pewnie Ty będziesz chciał zająć  Jego miejsce!!!

C.D.N.

www.wsbfir.pun.pl www.zakonrycerzysolamnijski.pun.pl www.terania.pun.pl www.najlepszebeagle.pun.pl www.ninjaword.pun.pl